> Jednym z głównych argumentów przeciwko działaniom skupionym na chowie klatkowym kur niosek, jest ryzyko, że doprowadzi to do sytuacji, w której metody chowu jak np. chów ściółkowy, które nie są całkowicie wolne od problemów dobrostanowych, zostaną społecznie zaakceptowane jako bardzo dobre dla zwierząt.
Nie narzuca mi się inny sposób poprawy sytuacji niż taki inkrementalny. Zwolennicy tego argumentu mają jakieś propozycje?
W dużej mierze zależy to od określonego celu. Jeśli celem przyjętym jest jakaś forma "wyzwolenia zwierząt", powiedzmy, że będzie to koniec przemysłowej hodowli zwierząt, to można mieć obawę, że nastąpi na jakimś etapie taki "moralny lock-in", który zamknie dalszy progres. Z pewnością jest tak, że jeśli np. rozmawiamy z sieciami handlowymi i one wycofują jajka, to bardzo trudno przyjść do nich i zacząć rozmowę o kolejnym postulacie. Takie zmiany rynkowe zajmują czas i często są bardziej skomplikowane niż się wydaje z punktu widzenia czysto aktywistycznego. Jeśli więc ktoś uważa, że jest możliwe na dużą skalę zmienienie norm społecznych w szybkim tempie, to może postrzegać inkrementalne zmiany jako kontrproduktywne. Nie podzielam tego toku argumentacji więc czuję, że mogę nie oddawać argumentu bardzo dobrze.
Można też zapytać czy jest to najlepsze lokowanie środków. Może zamiast inwestować w powolne zmiany, to lepiej inwestować zasoby gdzieś, gdzie zmiana ma dużo mniejszą szansę, ale większe konsekwencje. Ile ruch praw zwierząt powinien inwestować środków w takie małe kroki dla zwierząt, a ile w odważne pomysły, typu mięso komórkowe, gdzie szanse powodzenia są umiarkowane, a przynajmniej pewność powodzenia jest nieduża?
Według mnie, jeśli chcemy rzeczywiście zmieniać sytuację zwierząt, to musimy głównie myśleć o tym co da się zmienić w najbliższych latach, ale powinniśmy też jakąś część zasobów kierować w pomysły, które są mniej pewne.
Dobrze, że zacząłeś pisać, choć forma mogłaby być krótsza jeszcze.
A moim zdaniem forma jest super! Krótszy tekst (np o połowę) mógłby być postem na mediach społecznościowych, to niech na blogu będą dłuższe :)
> Jednym z głównych argumentów przeciwko działaniom skupionym na chowie klatkowym kur niosek, jest ryzyko, że doprowadzi to do sytuacji, w której metody chowu jak np. chów ściółkowy, które nie są całkowicie wolne od problemów dobrostanowych, zostaną społecznie zaakceptowane jako bardzo dobre dla zwierząt.
Nie narzuca mi się inny sposób poprawy sytuacji niż taki inkrementalny. Zwolennicy tego argumentu mają jakieś propozycje?
W dużej mierze zależy to od określonego celu. Jeśli celem przyjętym jest jakaś forma "wyzwolenia zwierząt", powiedzmy, że będzie to koniec przemysłowej hodowli zwierząt, to można mieć obawę, że nastąpi na jakimś etapie taki "moralny lock-in", który zamknie dalszy progres. Z pewnością jest tak, że jeśli np. rozmawiamy z sieciami handlowymi i one wycofują jajka, to bardzo trudno przyjść do nich i zacząć rozmowę o kolejnym postulacie. Takie zmiany rynkowe zajmują czas i często są bardziej skomplikowane niż się wydaje z punktu widzenia czysto aktywistycznego. Jeśli więc ktoś uważa, że jest możliwe na dużą skalę zmienienie norm społecznych w szybkim tempie, to może postrzegać inkrementalne zmiany jako kontrproduktywne. Nie podzielam tego toku argumentacji więc czuję, że mogę nie oddawać argumentu bardzo dobrze.
Można też zapytać czy jest to najlepsze lokowanie środków. Może zamiast inwestować w powolne zmiany, to lepiej inwestować zasoby gdzieś, gdzie zmiana ma dużo mniejszą szansę, ale większe konsekwencje. Ile ruch praw zwierząt powinien inwestować środków w takie małe kroki dla zwierząt, a ile w odważne pomysły, typu mięso komórkowe, gdzie szanse powodzenia są umiarkowane, a przynajmniej pewność powodzenia jest nieduża?
Według mnie, jeśli chcemy rzeczywiście zmieniać sytuację zwierząt, to musimy głównie myśleć o tym co da się zmienić w najbliższych latach, ale powinniśmy też jakąś część zasobów kierować w pomysły, które są mniej pewne.